niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 11 - Przeprosiny, zbliżenie.

Rozdział 11 [długi, dla was :3]

Wróciliśmy do domu około godziny 19. Wszyscy byli padnięci po pełnym wrażeń dniu i od razu porozchodzili się do swoich pokoi. Ja także to zrobiłam. Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam torbę obok szafy. Podeszłam do biurka i otworzyłam jedną z szuflad. Wyciągnęłam już dosyć stary, ale mimo to zadbany i ozdobiony album. Przeglądałam zdjęcia uśmiechając się. Nagle na pewnej stronie się zatrzymałam, a moją uwagę skupiłam na zdjęciu malutkiej,  kilkumiesięcznej dziewczynki w rękach wysokieko męższczyzny. Uśmiechnęłam się krzywo. Tak, to był mój tata. Na początku mówiłam, że Baekho to mój brat, ale... Nie jest moim rodzonym bratem. Zostałam adoptowana. Byłam wtedy tak malutka, że od zawsze uważałam DongHo, czy jego i także moją 'mamę' za rodzinę i bardzo ich kochałam. Moja mama zmarła od razu po porodzie, a tata zachorował na raka, kiedy ja byłam malutka. Nigdy nie znałam mojego ojca, matki tym bardziej. To jedyne było jedyne zdjęcie, jakie otrzymałam. Mała ja i mój tata. Bardzo zależało mi na tej fotografi. Aby się dłużej nie dołować odłożyłam na biurko album i poszłam szykować się do spania. Załatwiłam wszystkie sprawy w łazience i wybrałam się do swojego pokoju. Ułożyłam się w łóżku i nim się obejrzałam, już spałam. Obudziłam się około godziny dziewiątej. Wstałam żeśka i postanowiłam, że dzisiaj wybiorę się do centrum handlowego. Wczoraj DongHo coś mamrotał, że oni pójdą na rolki. A niech idą. Ubrałam się w białą bluzkę z motywem wąsów i krótkie jeansowe szorty. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki trzymając kosmetyczke w dłoni. Zapukałam do pomieszczenia. 
- Już wychodzę! - krzyknął znajomy głos JR'a z łazienki. Po chwili chłopak wyszedł. Przyszła moja kolej. Zrobiłam lekki makijaż, a końcówki włosów lekko prostowałam prostownicą. Po zakończeniu wyszłam z łazienki i skierowałam się na śniadanie.
- Dzień dobry! - uśmiechnęłam się i zasiadłam do stołu. Posiłem jak zwykle przebiegł na kłótniach o miejsce, rozmowie i dokuczaniu Ren'owi.
- Ale ja chciałem zup... - próbował wypowiedzieć się MinKi. 
- Mówiłem ci, że masz sobie ugotrować. - odpowiadał mój brat. Kiedy zjadłam, podziękowałam i poszłam do siebie, zabierając torbę chciałam wychodzić, ale zatrzymałam się i sprawdziłam, czy napewno mam portwel. Gdy znalazłam go w torebce, wyszłam. Ubrałam jeszcze tenisówki i wybiegłam dosłownie z mieszkania. Kiedy byłam już kawałek drogi zauważyłam, że chłopcy też już wychodzą. Wszyscy, oprócz Ren'a. To normalne, ale nie miałam zamiaru tej kapryśniej księżniczki brać ze sobą. Lubiłam go i to nawet bardzo, ale pod względem narzekania i latania po sklepach był gorszy niż dziewczyna. Po drodze myślałam o sytuacji, która wczoraj wydarzyła się nad wodą. Dlaczego on to powiedział? Była taka speszona, że nie potrafiłam odpowiedzieć. Niedługo po wyjściu byłam już przed galerią handlową. Godzina była już dziesiąta, więc niedawno otworzyli ją. Weszłam do kilkupiętrowego budynku. Nigdy jeszcze tam nie byłam, więc podeszłam do dotykowej mapy, aby znaleźć odpowiednie sklepy. Chciałam iść do kilku firmowych butików, sklepu z kosmetykami oraz z biżuterią. Potrzebowałam jakiś ładnych dodatków do naszego szkolnego mundurku. Chciałam kupić kolczyki, opaski i wiele innych dupereli. Poza tym kończył mi się tusz do rzęs. Pierwszy był sklep z odieżą. Było tam wiele ciekawych ubrań, ale żadne nie było odpowiednie na jesienne wyjścia. Postanowiłam, iż kupię sobie już coś na wrzesień. Dopiero w kolejnym sklepie właśnie była dostawa przepięknych sweterków, który musiałam sobie kupić. Wybrałam mój rozmiar i udałam się do przebieralni. Pasował idealnie, więc go kupiłam. Potem odwiedziłam jeszcze wszystkie sklepy, które miałam odwiedzić i kupiłam wszystko. Zadowolona z zakupów wybrałam się do apartamentu. Kiedy dom był już w zasięgu mojego wzroku zauważyłam... KARETKĘ?! STRAŻ POŻARNĄ?! Szybko pobiegłam ile sił w nogach, a moja podświadomość próbowała usunąć wszystkie straszne myśli. (Chłopcy juz tam byli, oprócz Ren'a, tj. dopisek autorki)  Kiedy ujrzałam spłonięty dom momentalnie rzuciłam wszystko i padłam na kolana. 
- Co się?! Co tu się cholera?! - było mi przykro i jednocześnie byłam zła, że tak się stało, lecz i byłam ciekawa szczegółów, ale tak naprawdę się bałam i nie byłam w zupełności świadoma zdarzenia. Kotłowały się we mnie najgorsze myśli.
- Nie widać? - powiedział z przykrością JR. Wydawało mi się, że zaraz się rozpłaczę, a reszta razem ze mną.
- Ale jak?! - krzyknęłam. - Są ranni?! - byłam zbulwersowana. 
- Wyjaśnijcie jej, ja jadę z karetką do szpitala. - smętnie i smutno powiedział Baehko i pobiegł w stronę wozu.
- Co?! - nadal nievdowierzałam. - Gdzie MinKi?! - pytałam.
- Został sam w domu i... Został poparzony, ale nie jest poważnie.. - zauważyłam, że Aron próbował powstrzymać smutek. Ren był ich przyjacielem, nic dziwnego. 
- CO?! Dlaczego nie jedziemy do szpitala?! Jak to się stało?! - dalej wierzyłam, że to tylko koszmar i ktoś mnie zaraz obudzi. Nagle podszedł do nas jeden ze strażaków. Trzymał w ręcę jakąś spaloną, grubą książkę.
- Przyczyną tego pożaru była prostownica - oświadczył, a ja zrobiłam wielkie oczy i przypomniało mi się, że jej nie odłączyłam. - Ktoś nie odłączył jej od prądu. - dodał. Nie wytrzymałam i znów padłam na kolana, a łzy same zaczęły mi płynąć z oczu. 
- Yuri... Ty jej nie odłączyłaś? - MinHyun próbował zapytać delikatnie. Ja pokiwałam głową, a moje łzy się nasiliły. Przeze mnie mieszkanie zostało zniszczone, a co gorsze, MinKi jest w szpitalu. Nie mogłam się uspokoić.
- Jedźmy do szpitala. - powiedział Aron. 
- Nie wydaję mi się, że w takim stanie Yuri tam dotrze. - oświadczył JR. - Ja mogę z nią zostać, później złapiemy taksówkę. - powiedział, a moje  oczy się zaświeciły, a łzy powoli przestały płynąć. Nagle ujrzałam, jak chłopak podaje mi rękę. - Wstawaj. - powiedział. Normalnie bardzo bym się zawstydziła, ale teraz nic nie miało znaczenia. Złapałam jego dłoń i się podniosłam.  Nagle chłopak wręczył mi ciemną i spaloną księgę, a ja poznałam, że to mój album. 
- Strażak wyniósł to, gdyż uważał, że możesz to chcieć. - powiedział. Złapałam newrowo album i zaczęłam przewracać strony. Większość zdjęć była spalona i do niczego, a niektóre były tylko trochę widoczne. Nagle zobaczyłam, że zdjęcie z moim tatą, moje jedyne zdjecie jest już całe osmolone i tylko widać mnie na rękach. Spojrzałam na nie i zaczęłam znowu płakać. Na tworzy chłopaka malowało się zdziwienie i współczucie i nagle poczułam, jak mnie przytula. Najpierw byłam speszona, lecz już po kilku sekundach rzuciłam już nic nie wartą pamiątkę i mocno wtuliłam się w jego koszulkę. Potrzebowałam bliskości, nie ważne od kogo. Płakałam. Z każdą chwilą się uspakajałam, a w pewnym momencie szepnęłam. 
- Dziękuję, że ze mną zostałeś - i odeszłam od niego. Podniosłam moje torby, gdyż to może jedyne co mam, wzięłam album i schowałam go do jednej z nich. - Możemy już jechać. - powiedziałam do JongHyun'a. On wyjął telefon i zadzwonił po taksówkę. Po chwili auto przyjechało i zabrało nas pod szpital, gdzie przeze mnie leżał poparzony Ren. Siedząc w aucie myślałam tylko "To przeze mnie! Jestem idiotką i skrzywdziłam chłopaka, który..." Poczułam wtedy, że chyba na MinKi'm zaczęło mi zależeć. Moje okropne wojny myśli przerwał JR.
- Trzymasz się jakoś? - zapytał. - Już jesteśmy. - powiedział, a samochód się zatrzymał. 
- Tak... Chodźmy już. - powiedziałam wychodząc z pojazdu. Nogi miałam jak z waty. Kiedy my mieliśmy wejść do szpitala, nagle wyszła z niego trójka przyjaciół.
- Już jesteśmy, co z Ren'em? - zapytał JongHyun.
- Narazie jest na oddziale, ale lekarze zapewniali, że to nic poważnego i że za jakieś 2 godziny możemy przyechać. - wyjaśnił Aron. - Więc jedźmy zobaczyć, czy coś zostało z naszego mieszkania. Nasz menager powiedział, że zamieszkamy w hotelu, a on poszuka nam nowego apartamentu. - wyjaśnił. 
- Hę? - zapytałam niepewnie. - Wyy... Wy jedźcie, ja tu zostanę. To moja wina. - powiedziałam, o oni nie wiedząc co powiedzieć przytaknęli i poszli. Weszłam do środka budynku i zapytałam się pierwszej spotkanej pielęgniarki. 
- Przepraszam? Mój przyjaciel jest na oddziale, czy jest miejsce, gdzie mogę poczekać i czy mogłaby mi pani powiedzieć, kiedy będę mogła go zobaczyć? - zapytałam.
- Poczekalnia jest tam - wskazała palcem pomieszczenie. - I oczywiście, tylko powiedz mi, jak on się nazywa. 
- Choi MinKi - powiedziałam i poszłam do poczekalni. Kupiłam kawę w automacie i siedziałam przy stoliku trzęsąc się ze strachu. Czas płynął okropnie wolno, a we mnie kotłowały się miliony emocji. Strach, żal, współczucie, przykrość, rozgoryczenie i chęć płaczu. Czekałam już około godziny i nagle pomyślałam "Zaraz, co mu powiem?" Co chciałam mu przekazać, czekając na niego? Nie zdążyłam odpowiedzieć sobie na to pytanie, gdyż podeszła do mnie pielęgniarka.
- Pan Minki się obudził i może go pani odwiedzić - zwróciła się do mnie. - Pokazać pani pokój? - zapytała. Była bardzo miła, chociaż tyle dobrego.
- Tak, dziękuję. - powiedziałam i grzecznie za nią powędrowałam. Byłam jeszcze bardziej roztrzęsiona niż wcześniej. 
- To ten pokój - powiedziała. - Tylko niech pani nie siedzi za długo i da pacjentowi odpocząć. - dodała i poszła. Ja delikatnie otworzyłam szpitalne drzwi. Ręce mi się trzęsły. Cicho weszłam i zobaczyłam lężącego blondyna. Miał zamknięte oczy, ale gdy weszłam, otworzył je. 
-  Yuri? - zapytał. - A gdzie... - chciał zapytać, ale odpowiedziałam. 
- Przyjadą niedługo. - usiadłam na krześle obok szpitalnego łóżka. Popatrzałam się na Ren'a. Na szczęście nie miał obrażeń na twarzy, bo przypuszczam, że nie wybaczył by mi. "Powiem mu, że to ja" - pomyślałam. 
- Jak się czujesz? - zapytałam. 
- Dobrze... Czekałaś tu? - zapytał, aby nie pozostawać w bezręcznej ciszy. 
- Bo to... to... - w tym momencie moje emocje nie wytrzymały i z oczu zaczęły mi płynąć łzy. - To moja wina! - powiedziałam płacząc. - Przepraszam! Jestem idiotką, jak mogłam zostawić prostownicę pod prądem... - płakałam. Nie wiedziałam co zrobić, nie chciałam spojrzeć mu w oczy. Momentalnie złapałam go za rękę. - Gdybym zaproponowała ci, żebyś poszedł ze mną do galerii, nic by ci się nie stało. Przepraszam... - łzy same leciały mi z oczu, jak wcześniej. 
- Nie mów tak. - w końcu się odezwał. - To nie twoja wina. Każdemu mogło się to zdarzyć - próbował mnie pocieszyć. - Dziękuję, że do mnie przyszłaś i proszę, nie przepraszam mnie więcej. - powiedział. Moje łzy powoli zaczęły znikać. Po chwili zorientowałam się, że nadal trzymam jego dłoń. Chciałam ją puścić, ale kiedy próbowałam to zrobić, on złapał moją, jakby na znak, że nie chcę, żeby ją puszczała. Nie poczułam tego, ale byłam pewna, że się zarumieniłam, bo Ren się uśmiechnął. Lubię, jak się uśmiecha. Nagle do pokoju weszła 4 chłopców. Patrzeli się na nas, a ja szybko puściłam rękę chłopaka. 
- Ren! - krzyknął JR - Martwiłem się. - powiedział. Wszyscy się zebrali i zaczęli mu opowiadać o wszystkim. Rozumiałam ich. Z jednej strony było im przykro, ale z drugiej cieszyli się, że nie jest to nic poważnego i że mogą się z nim spotkać. Biedny MinKi załamał się, kiedy dowiedział się, że jego ulubione kosmetyki spłonęły. Miał być w szpitalu jeszcze tydzień. 
- Minki, chcesz, mogę oddać ci moje kosmetyki i drobiazgi, które dziś kupiłam. - powiedziałam, a on znów się uśmiechnął.

_______________________

Wow, jestem z siebie dumna ^,^ Wyszedł na 4 strony ;) Sorry za błędy, zawsze je poprawiam, ale dzisiaj mi się nie chcę :3

5 komentarzy:

  1. Super doprowadziłaś mnie prawie do płaczu Aish no że też sie tak łatwo wzruszam....

    http://too-tylko-shinee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam słów
    TO JEST POPROSTU PIĘKNE > 33

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg. Jakie to opowiadanie jest booskie <3
    W końcu jakiś dłuższy rozdział i aa <333

    OdpowiedzUsuń
  4. Dumna z siebie jesteś no nwm... Trochę krindż ngl... Chciałabym zostawić jakąś konstruktywną krytykę więc jak to możliwe że z wszystkich rzeczy które w domu były strażak przyniósł jakiś album osmolony ale to sobie wymyśliłaś główka niby pracuje a jednak nie heh...

    OdpowiedzUsuń