środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 12 - Żal, prezent.

Rozdział 12

Po odwiedzinach wszyscy pożegnali się z blondynem. Wszyscy wyszliśmy z budynku szpitalnego. Aron pokierował nas w miejsce, gdzie zaparkował samochód.
- Jedziemy do naszego starego domu zabrać to co jeszcze zostało, a potem do hotelu. - wyjaśnił mi JR - Już mamy zarezerwowane pokoje. - dodał i wszyscy wsiedli do pojazdu. Siedziałam z tyłu, a obok mnie miejsce było wolne. Popatrzałam na nie i w środku zaczął mnie ściskać żal. Wiedziałam, że teraz naprawdę trudno będzie mi nie myśleć o tym, że przez swoją głupotę skrzywdziłam... przyjaciela? Nie, nie był jeszcze moim przyjacielem. Ale od jakiegoś czasu czuję, że nie jest dla mnie tylko zwykłym znajomym. Czułam... Nie wiedziałam co czułam. Jeszcze nie byłam niczego pewna, nie rozumiałam swojego serca. Kilka minut później auto się zatrzymało i ujrzałam właściwie już prawie ruiny domu chłopców. Rodzice już pewnie o wszystkim wiedzieli, nie zdziwię się, jeżeli mnie stąd zabiorą, bo Baekho bezinteresownie mnie przyjął, a ja tak szybko zniszczyłam... wszystko. Jakieś pudła leżały na zewnątrz i strażacy tam jeszcze byli. Gdy wysiedliśmy jeden podszedł do nas. 
- To wszystko, co może się kiedyś przydać do jakiegokolwiek użytku - powiedział. Przeszyłam wzrokiem pudła i ujrzałam moją walizkę z boku. Była trochę 'przykopcona'. Jaka jestem genialna, że nie wyciągnęłam z lenistwa jeszcze wszystkich ubrań! Podbiegłam i nerwowo ją otworzyłam. W środku miałam kilka topów, spodni i parę balerinek, których jeszcze wcale nie nosiłam. Ale mój mundurek i wszystkie potrzebne książki spłonęły. Podeszłam do Baehko i zapytałam. 
- Baekho, czy pójdziesz ze mną do szkoły, żebym mogła wszystko wyjaśnić i... Poprosić chociaż o kilka dni czasu na zakup książek i o zamówienie nowego mundurka? - zapytałam. Chłopak patrzał się na mnie próbując wyczytać moje uczucia. - I... Przepraszam... Zrobiłam wam ogromny kłopot, nie zdziwię się, jeżeli mnie tu już nie chcecie. - dodałam cicho i łza spłynęła mi z policzka. Mój brat szybko złapał mnie za rękę i głośno powiedział:
- Nie możesz tak mówić, rozumiesz?! My ci wybaczyliśmy, to był przypadek, głupota. Powinnaś się  cieszyć, że Ren'owi nie jest nic poważnego, a nie przepraszać! Mieszkanie, mieszkanie można zmienić. - powiedział. Przypuszczałam, że to tylko słowa i uważa mnie za kłopot, na pewno. Otarłam łzę i jeszcze raz zapytałam.
- Pójdziesz ze mną? - chłopak uśmiechnął się - Boję się, że się tam rozkleje... - dodałam. 
- Jasne - powiedział. - Już teraz? - zapytał.
- To niedaleko na pieszo, więc może lepiej iść już teraz? - powiedziałam i zrobiłam słodką minkę. Niedługo tak wytrzymałam przytłoczona żalem. Chłopak uśmiechnął się, aby poprawić mi humor i poprosił, bym prowadziła. Po kilku minutach drogi byliśmy już w mojej szkole. Zastałam dyrektorkę, której wszystko zostało opowiedziane. Słyszała już o pożarze w okolicy i o tym, że mieszkała tam ich przyszła uczennica. 
- A więc to ty... Współczuję tobie i twoim współlokatorom. Jeżeli zapłacisz należną sumę, zamówimy mundurek jeszcze raz, natomiast ty zostaniesz zwolniona z zajęć, lecz najwyżej do środy, aby załatwić sobie nowe podręczniki. - powiedziała z powagą. Pokiwałam głową odruchowo i odpowiedziałam. 
- Oczywiście, w jak najszybszym czasie zapłacę za nowy mundurek. Dziękuję pani bardzo, myślę, że przez internet podręczniki dotrą szybko. - powiedziałam - Do widzenia pani. - dodałam i po cichu chciałam wyjść, kiedy ona zapytała.
- Wybacz... Że cię o to pytam, ale... Czy w pożarze były jakieś ofiary? - zapytała zaciekawiona. W duszy znowu poczułam głęboki żal, przez to, iż wszystko było moją winą.
- Nie... Znaczy... - serce bardzo mnie bolało - Tylko jeden chłopak został lekko poparzony, to nic wielkiego. - powiedziałam, przesłałam jej sztuczny uśmiech i wyszłam. Na zewnątrz czekał na mnie mój brat.
- I jak poszło? - zapytał podchodząc do mnie. 
- Dobrze... To znaczy, zamówią nowy mundurek, jeżeli zapłacę i mam 3 dni wolnego na kupienie książek i ogarniecie tego wszystkiego, gdyż sytuacja jest wyjątkowa. - wyjaśniłam i zrobiło mi się przykro. - Hej... Ja... Ja bardzo przepraszam, nie chciałam. - Z oczu spłynęły mi łzy - Przeze mnie wasz przyjaciel leży w szpitalu - mówiłam. Baekho podszedł i przytulił mnie mocno. 
- Już dobrze... Już dobrze Yuri, tylko nie płacz. - mówił. - Nie lubię, kiedy moja siostra płacze. - dodał. 
- Ale kiedy to wszystko przeze mnie? - zapytałam. 
- Nie możesz się obwiniać... - próbował mnie pocieszyć. Wypuścił mnie z objęć - Wiem , co poprawi ci humor. Chodźmy do centrum handlowego. Kupisz sobie potrzebne rzeczy. - powiedział, przecież wszystko spłonęło. 
- Kupię prezent dla Ren'a. - cicho powiedziałam i otarłam łzy.
- Dobrze, dobrze. - uśmiechnął się i wyszliśmy z budynku szkolnego. Wróciliśmy. Poprosiłam chłopaków, aby zabrali do hotelu moja walizkę z resztami ubrań. Potem Baekho zabrał mnie do centrum handlowego. Po raz pierwszy byłam razem z nim na zakupach.
- Gdzie chcesz iść i czego potrzebujesz? - zapytał, gdy wchodziliśmy.
- Chciałabym kupić sobie kosmetyki - cicho wymamrotałam. Trochę się wstydziłam, bo był moim bratem i nie mogłam pogodzić się z tym, iż to on mnie tu zabrał. - I chcę iść do sklepu, w którym kupię opaskę z ćwiekami. - dodałam. Poszliśmy do odpowiedniego sklepu. On poszedł oglądać jakieś tam 'męskie' kosmetyki, natomiast ja wybierałam korektor. Zobaczyłam nagle ten sam, który kiedyś widziałam w pokoju MinKi'ego. Pomyślałam, że kupię takie dwa i jeden oddam mu. Znalazłam też tusz do rzęs mojej ulubionej firmy oraz dobry balsam do ust. Kupiłam po dwie sztuki. W szpitalu zostawiłam mu to, co wcześniej kupiłam, ale były to raczej kredki pod oczy, lakiery do paznokci i inne duperele, których on tam nie użyję. Wiedziałam, że Ren ma obsesję na punkcie makijażu. Potem na stoisku ujrzałam śliczne opaski z ćwiekami. Przypomniałam sobie, że na jakimś zdjęciu widziałam chłopaka w różowej, co mnie wcale nie zdziwiło, więc kupiłam mu właśnie różową. Wyszliśmy ze sklepu.
- Masz już wszystko? - zapytał mój brat.
- Tak, ale chciałabym zanieść Ren'owi coś co lubi do szpitala. - oznajmiłam. - Co on lubi jeść? - zapytałam. 
- Minki lubi makaron. - powiedział mój brat. Pierwszą rzeczą, która nasunęła mi się na myśl, była... chińszczyzna [Dopisek autorki: Nigdzie nie mogłam znaleść, jakie owoce lubi Ren! Przepraszam was za ten makaron i chińskie jedzenie xP] 
- Jest tu gdzieś bar z chińskimi potrawami? - zapytałam. 
- Hmm... Jest, byłem tam kiedyś. Ale wiesz, że będziesz musiała mu to od razu zanieść? - zapytał DongHo.
- Wiem, odwiedzę go jeszcze, dopiero godzina 15, a w szpitalu można odwiedzać do 19. - powiedziałam. 
- Strasznie troskliwa się zrobiłaś! - zaprotestował blondyn.
- Bo to moja wina, zrozum mnie! - krzyknęłam, co sprawiło, że kilka osób patrzało się na mnie zdziwionych. 
- Ciszej - mój brat zrobił minę "Rany, z kim ja żyję" - Chodź do tego baru. - powiedział i gwałtownie pociągnął mnie za rękę, aby nie zwołać żadnych fanów, którzy mogli nam przeszkodzić.

______________________________
Przepraszam, niszczę to x.x Dzięki za komentarze, wiecie, że już ponad 700 wyświetleń? Jak dla MNIE to ogromny sukces. Dziękuję :3

6 komentarzy:

  1. Jeśli ty niszczysz to opowiadanie to moje musiało już na początku spłonąć bo nie dorównuje tw do pięt

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja cię zaraz kopne to zobaczysz
    Wcale tego nie niszczysz

    OdpowiedzUsuń
  3. nic nie niszczysz ;d to b.dobre opowiadanie ;d oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. Eyeyeyey! Ty w cale tego nie niszczysz! XP
    Jak będziesz tak mówić, to się do ciebie przejdę i cię czepnę w łeb, czaisz? Lepiej nie ryzykować!
    Poza tym cudny rozdział! WIęcej, więcej, więcej!

    opowiadanienuest.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam... Moja głowa ma fazę od czekolady...

      Usuń
  5. Jak dla MNIE to ogromny sukces że wciąż to czyt--... Umm jak działa czas w tej książce oni przyjechali po całym dniu do hotelu ale jednak był0n rano

    OdpowiedzUsuń